Przeczytałem na grupie, że chłopaki z trójmiasta organizuję wyjazd na latanie do Wietnamu. Ponieważ pogoda w Polsce mnie dołowała więc nie zastanawiając się długo - decyzja i 28-01-2008 wylatujemy z Berlina.
Z
powodu awarii samolotu spóźniliśmy się na przesiadkę w Paryżu i Air France funduje nam nocleg koło Disneylandu. Następnego dnia zwiedzamy niechcący to
apogeum kiczu oraz wykonujemy parę loopów i tamblingów na rollercasterze. Po przesiadce w Bangkoku Good Morning Wietnam. Ponieważ mamy dzień spóźnienia, jedziemy od razu do DaLat - górzysta miejscowość wypoczynkowa ok. 200 km na płn od Sajgonu, gdzie czekają na nas miejscowi piloci. 4 dni latania w
niezłych termicznie warunkach pod postawą chmur. Udało mi się zobić 2 niezłe loty po ok. 1,5 godz. Jeden to zamknięty trójkąt po dolinie ok. 20 km, drugi
to lot nad pobliskie, opuszczone lotnisko koło DaLat i spowrotem, też ok. 20 km i kilka zlotów w fajnej scenerii. Na lądowisku gromada wesołych,
miejscowych dzieciaków i mecz siatkówki z miejscowymi. Na koniec pobytu w Da Lat miejscowi piloci zorganizowali wspaniałą ucztę w miejscowej
restauracji z regionalnymi potrawami - toast świeżą krwią kobry, pieczone węże, żaby, ślimaki, krewetki, kraby i kalmary oraz mnóstwo miejscowej wódki
ryżowej. Ci mali ludzie potrafią wypić ! Szkoda, że tak krótko ale mamy jeszcze wiele planów.
Wracamy do Sajgonu na obchody święta Ted - Księżycowy Nowy Rok to najważniejsze święto w Wietnamie. Całą noc po odświętnie przystrojonych i
oświetlonych ulicach przetacza się lawina skuterków i pieszych - istny Sajgon ! Nastepnego dnia wylatujemy na wyspę Phu Quoc, gdzie można odpocząć
na piaszczystych plażach pod palmami po trudach obchodów noworocznych. Tu byczymy się i nurkujemy w miejscowej bazie nurkowej - woda niezbyt
przejrzysta a rafa bez porównania z Morzem Czerwonym dlatego plany nurkowe, które były na 3 dni zostały skrócowe do 1 dnia. Pozostaje zwiedzanie wyspy
na skuterkach - pełny folklor. Miejscowi wszędzie ciągle jeszcze świętuję, my integrujemy się. Uczą nas wyławiać owoce morza, które konsumujemy na
miejscu. Na wyspie jest hodowla pereł więc trzeba zrobić tanio zakupy prezentów dla pozostającej w domu rodziny. Z wyspy wracamy łodzią przez
deltę Mekongu - znowu inne klimaty. Targ owocowy na wodzie, miejscowy folklor. W Sajgonie jeszcze przymiarka zamówionych na miarę garnitów i Good
Bay Wietnam. 15-02-2008 po przesiadce w paryżu lądujemy w zimnym Berlinie. Wszystkie paralotnie z prezentami zostały zagubione gdzieś po drodze.
Dotarła do mnie do domu po trzech dniach. Uff.
Ogólnie było fajnie. Ludzie pogodni, przyjażni a ceny śmiesznie niskie.
Polecam.
|